31 sierpnia 2014

back to school

Nie mogę uwierzyć, że dziś mamy ostatni, wakacyjny wieczór. Nie będę pisać jak żałuję, że kończę letni odpoczynek, jakie mam postanowienia na nowy rok szkolny i jak bardzo stresuję się zbliżającą się maturą. Nie. Pozwólmy sobie ostatni raz po prostu wyczilować, pooddychać i popatrzyć bezsensownie w sufit - już niedługo nie będziemy mieć na to czasu. Wszystkim tym, którzy mają jeszcze miesiąc wakacji, życzę aby spędzili go najlepiej jak się da! 


























zdjęcia - Filip Odrowąż-Pieniążek

bluzka - h&m
spódnica - second hand
marynarka - mango
torebka - second hand 
skarpetki - adidas 
buty - reebok

reszta elementów opisana jest w starszych postach ;) 


27 sierpnia 2014

vitnage shop

Korzystając z okazji, że jest paskudna pogoda i nie śmiem nawet myśleć o jakiejkolwiek sesji ze stylówkami, pokażę Wam dziś miejsce, w którym spełniają się moje marzenia. Jak wspominałam w poprzednim wpisie, ostatniego dnia pobytu w Barcelonie zahaczyłam o pewien, jak wtedy myślałam, second hand. Jak się okazało, był to normalny sklep z ubraniami vitnage, z NORMALNYMI cenami (a ja szłam z nastawieniem szalonych zakupów w cenie naszego Robana :(), a jedynie koszulki koszykarskie były używane. 
Gdy weszłam do środka dostałam, tradycyjnie w takich miejscach, oczopląsu. Dotykałam każdej napotkanej rzeczy, rozglądałam się jak zagubiona i nie wiedziałam na czym skupić uwagę. Fakt, że mam ograniczony budżet (ostatni dzień - rodzice zakręcają kurek) i, że reszta czeka na zewnątrz wcale nie pomagał. 
Przemiła ekspedientka dużo ze mną rozmawiała, wyciągała kolejne perełki i doradzała. Skończyło się na tym, że po godzinie przy kasie leżała sterta ubrań, a ja wciąż nie mogłam się zdecydować z czego zrezygnować, a co zostawić. W całym lokalu nie znalazłam rzeczy tańszej niż 20 euro, ale i tak jak zawsze mi podobały się te za np. 40. Przeliczając na polskie złote, ubrania w stylu tych, które u nas są w "szamteksach", tam były naprawdę drogie. 
Bardzo, bardzo żałuję, że nie kupiłam pewnej koszykarskiej koszulki, na którą zabrakło mi już pieniędzy. Na domiar złego, Filip uświadomił mnie, że była ona super ekstra mega oldschoolowa. Znalazłam namiar na ten sklep w internecie, ale niestety nie chcą mi jej wysłać do Polski ;(( 
Jeśli ktoś jest w Barcelonie i niedługo wraca do kraju - BŁAGAM, PROSZĘ O KONTAKT! 
Tak czy inaczej, niedługo pokażę Wam na blogu co dobrego wyszperałam, a, że za rok wracam tam z milionami w kieszeni, jestem stuprocentowo pewna ;) 

















23 sierpnia 2014

barcelona

Za rok wracam do Barcelony. Mogę śmiało powiedzieć, że to miasto dołączyło na szczyt mojej listy miejsc, w których jestem zakochana. Byłam już tutaj kilka lat temu, ale byłam mała, nie rozumiałam wielu rzeczy i nie dostrzegałam tego co teraz. 
Długo myślałam w jaki sposób opisać Wam Barcelonę w dzisiejszym poście. Jeszcze kilka minut temu moją koncepcją było szczegółowe opowiadanie o miejscach, które odwiedziłam i ułożone chronologicznie zdjęcia. Jednak teraz wpadłam na pomysł, że całkowicie spontanicznie i krótko powiem co myślę o miejscu, w którym aktualnie przebywam, a zdjęcia pozwolę ułożyć losowi. Chyba tak wyjdzie najbardziej szczerze i wiarygodnie. 
Piękne architektonicznie, ogromne i pełne zakamarków miasto, które codziennie odkrywam na nowo. Stare ulice, wysokie kamieniczki, pałacyki, kolumny, rzeźby i wspaniałe platany, które zaraz po palmach są najczęściej spotykaną rośliną, stanowią nieodłączny obraz Barcelony. Przereklamowana La Rambla to według mnie najmniej interesujący punkt zwiedzania (przerażający tłum ludzi, kieszonkowcy, hindusi sprzedający gwizdki i totalne zamieszanie), ale sąsiadujące, wąskie uliczki wręcz wołają żeby do nich zajrzeć. Odwiedzenie miejsc związanych z Antonim Gaudim to chyba oczywistość, której nie można pominąć będąc w stolicy Katalonii ;) Na wzniesieniach otaczających miasto można podziwiać przepiękny widok, dlatego polecam "zerknięcie" na np. wzgórze Montjuic. 
Co po za tym? Przystojni, wystylizowani i wytatuowani młodzi Hiszpanie to bardzo przyjemna ozdoba Barcelony. Co jakiś czas unoszący się zapach marihuany i sporo gejowskich klubów nocnych, powoduje, że czujemy, iż faktycznie jesteśmy w tolerancyjnym i otwartym mieście. Wielokulturowość na każdym kroku - od czarnoskórych, Azjatów i hindusów, po kobiety ubrane w czarne burki. Co z zakupami? Ekskluzywne sklepy, domy handlowe, butiki i sieciówki. Na każdej ulicy lokalny patriotyzm - Zara, Massimo Dutti, Stradivarius, Pull&Bear i Oysho. Ja za to jak zwykle znalazłam niepowtarzalne, niepozorne sklepy z superowymi rzeczami, hehe. Jeszcze jutro, po śniadaniu, biegnę do nowo odkrytego second handu. Mogłabym tutaj wydawać miliony euro codziennie. Serio! 
Kończąc, polecam z całego serca Barcelonę osobom, które chcą zobaczyć coś czego "nie ma u nas", chcą się zabawić i interesuje ich sztuka. 
Zbieram cały rok i w przyszłe wakacje szaleję tutaj z przyjaciółmi. A tymczasem wracam bawić się dalej!