Cześć!
No i pyk, 2017 już za nami. Ale ten czas leci! Jak byłam młodsza, każdy miesiąc, ba, tydzień, ciągnął się niczym rok. Teraz mam wrażenie, że wczoraj skończyłam pisać matury i zaczynam wakacje życia.
Nie mam postanowień na Nowy Rok. Nigdy nie bawiłam się w te obietnice, bo znam siebie i wiem, że jeśli naprawdę chcę coś zmienić, robię to TERAZ i nie potrzebuję motywacji zmiany kalendarza. Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się kolejne miesiące, co zobaczę, kogo poznam, jakie decyzje podejmę. Przede mną obrona pracy licencjackiej, wybór studiów magisterskich, ciągłe wyzwania w pracy. Trochę się boję, ale wiem, że dam radę. Jak zawsze. Nawet z najgorszych sytuacji, kiedy inni powtarzali mi "to już koniec" i uświadamiali mi, że moje położenie jest "bez wyjścia", jakoś się wyplątuję.
Wiecie co, w sumie jednak nie. Planuję jedną rzecz, ale nie jest to żaden cel ani wyzwanie. 2018 rok chcę bez żadnych zmian spędzić z moimi najbliższymi, ukochanymi osobami. Bo przy nich wszystko się ułoży i niczego nie będę żałować.
A jak u Was wygląda początek nowego roku? :)