25 lipca 2013

włosy

Dwa dni temu byłam bardzo znudzona swoim wyglądem. Mama nie zgodziła się na kolczyk w nosie (jeszcze ją ubłagam, zobaczycie ;)), na tatuaż też nie (z tym również dam radę!). Na ścięcie włosów do ramion wyraziła wręcz aprobatę, ale to ja nie mogłam się przełamać. Ciemny brąz podobno mi nie pasuje, a platynowy blond wypaliłby moje nitki. Fioletowe końcówki – to jest to. Mam ombre, więc nie musiałabym rozjaśniać, a gdy wyszłoby źle, po prostu obcięłabym  zniszczony fragment. Cudownie. Pobiegłam po farbę do rossmana i cała w skowronkach czekałam na wieczór. Na szczęście, moja fryzjerka (POZDRAWIAM ANGELIKĘ) wystawiła mnie i nie przyszła. Wkurzona umówiłam się na drugi dzień do specialisty na podcinanie końcówek. Jak miło było usłyszeć, że fiolet wyglądałby okropnie i popełniłabym najgorszy błąd życia. Wychodząc z salonu gładziłam nowiutkie, równiutkie kosmyki. Chyba się już pogodziłam, że włosy mojej jakości mogę najwyżej czesać. 











fotograf - Filip Odrowąż-Pieniążek

bluzka - tk maxx
buty - tally weijl
nerka - jeden z Chorwackich sklepów
kolczyki - parfois 

8 komentarzy: